9 lipca 2019
Nie mogę spać, a przecież mam długo wyczekiwany urlop, podczas którego miałam odespać cały miniony rok, ciężki rok. Budzę się i niepewnie zerkam na swój telefon. Wiem, że znajdę w nim wiadomość od NIEJ o treści: Dobranoc . Nie mylę się jest coś. Mioga ikonka w moim Samsungu, że jest info na WhatsApp. Czuję ścisk w żołądku, dłonie zaczynają mi się trząść, ale biorę powoli telefon do ręki. I...nie wytrzymuję...jest wiadomość, która budzi moją tęsknotę za NIĄ, która uświadamia mi, jak jest mi źle bez NIEJ. Wiadomość, którą mi wysłała dzisiejszej nocy, kiedyś dostała ode mnie, podczas jakiegoś chwilowego "rozstania". Pamiętam wtedy pogrążona w rozpaczy po naszej kłótni natknęłam się na te słowa gdzieś w sieci (to był chyba marzec?) i uświadomiły mi one, że przecież ficzyczne rozstanie nie ma nic wspónego z tym psychicznym. Hmm...w sumie jest jedna różnica. Mianowicie taka, że fizycznie łatwiej się rozstać.
Kiedy jest koniec? Koniec nie następuje w momencie fizycznego rozstania, ani nawet w pewnym sensie uczuciowego. Prawdziwy koniec relacji, następuje wtedy, kiedy przestajemy dzielić z drugą osobą wszelkie płaszczyzny: ciała, serca, duszy. Prawdziwy koniec jest wtedy, kiedy zasypiając, nie myślimy o tym, czy już śpi. Kiedy budząc się rano, nie zastanawiamy się, czy już wypiła kawę. Prawdziwy koniec związku, relacji, przywiązania - definicja jest tu nieważna - następuje wtedy, kiedy przestaje nas interesować co robi, przestajemy się o nią troszczyć w myślach, otulać ciepłem w sercu. Przestają nas obchodzić już nawet portale społecznościowe, które prowadzi i nie chce nam się tam zaglądać. Prawdziwy koniec jest wtedy, kiedy ta osoba przestaje dla nas istnieć, przenika czasami gdzieś we wspomnieniach, ale już nie powoduje to żadnej iskry. Nie czujemy niczego.
Te słowa po raz kolejny uświadamiają mi, że przecież codziennie zasypiam i budzę się z myślą o NIEJ. Zastanawiam się, czy siedzi teraz w swoim fotelu i ogląda Przyjaciół albo gdzie jest, co robi? Wciąż się o NIĄ martwię, zatanawiam się, czy sobie radzi, oglądam JEJ zdjęcia i uśmiecham się do nich. Ostatnie wspólne zdjęcia mamy znad morza i jest tam takie jedno, które uwielbiam, kiedy rozkłada parasol, na głowie ma mój kapelusz (zupełnie nie w jej stylu) i pozuje mi do zdjęcia. Ma na nim ten swój cudowny uśmiech, który kocham, uwielbiam i zawsze mnie wzrusza. Koniecznie muszę je wywołać...była na nim taka szczęśliwa. Zresztą ja wtedy też. Cieszyłam się jak dziecko na ten dzień, na te chwile spędzone razem. Przypomniała mi sie Tunezja. I gdybym tylko przewidziała, że ten dzień zmieni wszystko, w życiu bym nie dopuściła do tego wyjazdu. To była kropka nad i.
Dziś mi napisała taką wiadomość: [...] Nigdy nie przestanę Cię kochać...i zawsze będę na Ciebie czekała..bo przecież nadzieja umiera ostatnia...tylko ona mi została, bo bez Ciebie jestem i tak martwa w środku. Chyba zaczyna docierać do mnie to, co chcesz mi pokazać tym, jak mnie odcięłaś od siebie. Nie będę Cię już nigdy męczyć. Kocham...nad życie..i nigdy się to nie zmieni [...]. Nawet nie ma pojęcia, jak bardzo bym chciała, żeby tu była teraz obok mnie, żeby wzięła mnie w swoje silne ramiona i powiedziała, że wszystko się ułoży, że poradzimy sobie. Zawsze kiedy było mi źle, wtulałam się w NIĄ i milczałam. Ona obejmowała mnie mocno i tak leżałyśmy, czekając aż mi minie zły nastrój.