5 lipca 2019
Zbieram siły, żeby cokolwiek napisać. Nie mam siły na nic. Na jedzenie, spanie, oddychanie, uśmiech. Zaczyna do mnie docierać to wszystko, co wydarzyło się 1 lipca…że faktycznie nastał koniec na 5 dni przed naszą rocznicą. Świętowałybyśmy 1,5 roku. Kupiłam nawet szampana z tej okazji, choć wiem, że ONA go nie lubi, ale starałam się ją zawsze przekonywać do rzeczy nowych. Średnio mi to wychodziło, ale zawsze coś.Spróbowała sushi, mogłam jeść z jej talerza i pić z NIĄ z jednej butelki, gdzie wcześniej było to niedopuszczalne.
Dzisiejszej nocy czułam dziwny niepokój, bolały mnie wszystkie wnętrzności…chyba doszło do mnie to, że JEJ już nie ma w moim życiu. Ale nagle wróciłam pamięcią do 26 czerwca. Przypomniały mi się zdania zadające mi w jednej sekundzie niezliczone pokłady bólu. Tamtego dnia mój świat zaczął wirować. Czułam, że gasnę, że umieram. Rwałam włosy z głowy, wszystko mnie bolało. Chciałam cofnąć czas do 6 stycznia 2018r. Chciałam, żeby to był sen, chciałam przestać istnieć. W JEJ wzroku było coś, co mnie przeraziło…coś, co do dziś wywołuje we mnie poczucie strachu.
Oddalałyśmy się od siebie od jakiegoś czasu. Myślałam, że to chwilowe, że przechodzimy kryzys, że wielu parom tak się zdarza, że poradzimy sobie…po 26 czerwca już tak nie myślałam…Uwierzyłam w to, że jestem złym człowiekiem, że nie zasługuję na NIĄ.