22 lutego
Widywałyśmy się znowu przez cały tydzień, odwlekając rozmowę o tym, co nie wygodne, aczkolwiek gdzieś nad nami to wciąż wisiało.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Widywałyśmy się znowu przez cały tydzień, odwlekając rozmowę o tym, co nie wygodne, aczkolwiek gdzieś nad nami to wciąż wisiało.
Od rana wciąż o NIEJ myślę, o naszej rozmowie, o sensie istnienia RAZEM i OSOBNO. Wieczorem decyduję się na wizytę w JEJ domu. Obiecałam sobie, że tym razem się powstrzymam przed pójściem z NIĄ do łóżka, że nie dam się ponieść żądzom i instynktom. Wytrzymuję przez godzinę....i na końcu i tak ląduję w JEJ ciepłych ramionach, które oplatają mnie, sprawiając, że na tę chwilę zapominam o tym co złe. Po chwili doprowadzam JĄ do orgazmu. JEJ ciało drży przy nawet najmniejszym mym dotyku. To takie podniecające. Uwielbiam JĄ taką, kiedy rozpływa się we mnie.
Cieszę się, że to durne i komercyjne Święto Zakochanych już za mną. Od tego roku postanowiłam go nie obchodzić. Od wczoraj zastanawiam się nad tym, czy w ogóle odebrała tę paczkę. Przecież da się to jakoś sprawdzić. Odpalam internet i pytam pana Google. Oczywiście,że się da. Sprawdzam to natychmiast. Tak, odebrała 13 lutego o godz.23.00. Co?! Miała dostać ją 14 lutego...Wiem, że dostała. Wiem, że wie, że to ode mnie i nic. Ani jednego słowa...Nie chodzi mi o "dziękuję" czy coś w tym stylu, ale o jakikolwiek sygnał, znak z JEJ strony, cokolwiek...chociażby pytanie: "Nie dręcz mnie, nie wysyłaj mi nic, daj mi święty spokój". A tu cisza...Może trzepnęła kubkami o ścianę?
Nie mogę znaleźć sobie miejsca, mam coraz więcej żalu w sobie. Od rana korci mnie, aby wysłać JEJ wiadomość. Piszę...kasuję i chyba tak 10 razy. W końcu wysyłam wiadomość o treści:"- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."
Po chwili otrzymuję suchą odpowiedź: "szczera prawda". Wymieniłam jeszcze kilka suchych informacji. Cały dzień nie mogłam przestać o tym myśleć. Zagaiłam JĄ. Odpowiedziała. Już inaczej, łagodniej. Czuć było, że chce rozmawiać. Zaczęłyśmy spokojnie, powoli. W pewnym momencie zaproponowała,żebym przyjechała do NIEJ. Nie mogłam...wciąż walczyłam z żalem. Wiem, jak skończyłaby się wizyta u NIEJ. Tak jak zawsze...dobrym seksem. Pożądanie w naszym przypadku bierze górę nad wszystkim...wtedy na moment ustępuje żal, gniew, złość...rodząca się nienawiść. To silniejsze ode mnie. Nie umiem powstrzymać się na JEJ widok. Tylko nie o seks tu chodzi...
Walentynki - to dziś ten dzień. Od rana jestem dziwnie poddenerwowana. Każdy dźwięk mojego telefonu powoduje ścisk żołądka. Z jednej strony mam nadzieję, że to ONA, a z drugiej mam obawy, że to ONA. Liczę po cichu na to, że się dziś odezwie, w końcu są Walentynki. Do 14.00 cisza. Ja nie mogę na niczym się skupić. Postanowiłam pójść do niej. Po drodze zahaczam o kwiaciarnię, kupuję jedną różę...żeby mieć pretekst. Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy byłam już w pobliżu JEJ domu, bo w ogóle nie wiedziałam, co JEJ powiem, kiedy stanę w progu JEJ drzwi. Wychodzę zza zakrętu i widzę pod JEJ domem Dżastę (koleżankę z pracy) i JĄ śmejącą się. Poczułam dziwne ukłucie w sercu...zazdrość? Chyba tak. Muszę się przyznać sama przed sobą, że byłam o Dżastę zazdrosna. ONA mówiła o niej zawsze w samych superlatywach, jaka to fajna laska, cudowna, jak ją lubi...o mnie nigdy tak nie mówiła. Ja nie byłam taka jak Dżasta, pan R. Oni wszyscy byli zajebiści. I kiedy tak przyglądałam się JEJ i Dżaście przez chwilę, to zrozumiałam, że jestem dla NIEJ po prostu za stara. Tak, to o to pewnie chodzi. Ja? Kim ja byłam? Zakłamaną laską, grającą przed ludźmi, stwarzającą pozory i mającą jedynie pseudo przyjaciół. Tak o mnie myślała. Opowiadała mi ostatnio jak to Marta się popłakała ze wzruszenia, kiedy ONA opowiedziała jej o niespodziance dla mnie pozostawionej w bagażniku samochodu. A czy kiedykolwiek opowiedziała Marcie o przejawach mojego romantyzmu?! Pewnie nie. W JEJ mniemaniu nie miałam w sobie nic dobrego. ONA tak i owszem, przynajmniej była o tym przekonana.
Nie muszę tu pisać, jak się czułam....Przeryczałam resztę dnia i cały wieczór, leżąc pod kocem. Na koniec wcisnęłam film pt. "Nie cierpię Walentynek".
Tego dnia nie dostałam od NIEJ żadnej Walentynki, nawet głupiego cytatu z serduszkiem na Whatsapie. Czyżby już nic do mnie nie czuła?! Nawet nie wiem, czy dostała mój prezent. Nie napisała nic, aczkolwiek spodziewałam się odpowiedzi typu: "Po co to robisz?" albo "Może napijemy się razem herbaty?". Tego dnia nie dostałam od NIEJ iskierki nadziei, że w tym dniu myśli o mnie. Długo nie mogłam zasnąć. Próbowałm stłumić w sobie żal do NIEJ. Zrozumiałam, że dla nas już nie ma ratunku.
Gdy ktoś cię spoliczkuje nie oddawaj tym samym,
gdyż do przemocy sięgają tylko słabi.
Gdy ktoś cię spoliczkuje nie opuszczaj głowy, nie uciekaj wzrokiem
nie pozwól by ten ktoś z tobą wygrał...
Dziś jest jeden z tych dni, kiedy nie mam siły wstać z łóżka, kiedy znów czuję do NIEJ nienawiść, kiedy mam ochotę krzyczeć wniebogłosy tak głośno jak tylko się da, mam ochotę rzucić wszystko w diabły, mam ochotę przewrócić się w tym miejscu, w którym stoję i tak sobie leżeć. Nie potrafię powstrzymać łez, które same napływają mi do oczu. Zastanawiam się, skąd taka zmiana nastroju? Wczoraj JEJ pragnęłam, czułam podniecenie na każdą myśl o NIEJ, a dziś...Wiem. Jest czwartek. Nienawidzę JEJ dziś za myślenie tylko o sobie, skupianie się na swoim bólu, na zaspokajaniu własnych potrzeb. Ja też potrzebuję wyjść z domu do ludzi, oderwać się od złych myśli na chwilę, od myśli, które niszczą mnie...milimetr po milmietrze. Gdyby nic dla mnie nie znaczyła, poszłabym tam, usiadła...przynajmniej mogłabym się napawać JEJ widokiem, poczuć JEJ zapach...Nie zrobię tego, bo wiem, że jest JEJ ciężko, a JEJ samopopczucie przedkładam nad swoje. Pomimo tego wszystkiego wysyłam JEJ prezent na Walentynki. W końcu to Święto Zakochanych, a ja nadal jestem w NIEJ zakochana i kocham ją całym sercem. To amerykańskie święto polega na tym, że wysyła się anonimowo kartkę komuś,kogo się kocha. Dużo trudu musiałam sobie zadać,żeby wysłać tę paczkę anonimowo. Początkowo chciałam kogoś wynająć, kto by do pracy JEJ zaniósł przesyłkę, później pomyślałam o poczcie kwiatowej, ale ONA nie przepada za kwiaty....no chyba, że byłyby to konwalie. O tej porze roku ciężko zdobyć ten kwiat...sprawdziłam to wcześniej.
Wieczorem udaję się na długi spacer, bo w domu dostaję na głowę. Zresztą spaceruję teraz codziennie pod pretekstem wyrobienia 10 tyś. kroków. To jest jedyny czas, kiedy jestem sama ze sobą i swoimi myślami, kiedy mogę legalnie płakać, dać upust emocjom. Jak wcześniej wspomniałm,że czuję się dziś tak, że mam ochotę przewrócić się w tym miejscu, w którym stoję i tak sobie leżeć...to moja chęć została spełniona. Idąc tak po ciemku (dosłownie, żadnej latarni), nagle znalazłam się w pozycji leżącej. Nie zauważyłam krawężnika i poleciałm jak długa. Zrobiło mi się słabo, oblały mnie poty, z bólu nie mogłam wytrzymać (oba kolana i ręce). W pobliżu żadnego miejsca do siedzenia. Doczłapałam się jakoś na przystanek autobusowy, usiadłam, ale czułam jak kręci mi się w głowie. Nie miałam siły wstać, żeby pójść dalej. Niedaleko JEJ dom, praktycznie w zasięgu oka...mogłabym po NIĄ zadzwonić i poprosić o pomoc, o podwózkę, gdyż czułam się coraz słabiej. W pobliżu nie było nikogo, oprócz młodego kolesia siedzącego obok na ławce. Przyglądał mi się podejrzliwie. pewnie pomyślał, że jestm pijana. Nie zadzwoniłam po NIĄ...odsiedziałam swoje i kiedy odzyskałam siły, ruszyłam przed siebie. Na szczeście spodnie całe...pomyślałam;-)