15 lutego
Cieszę się, że to durne i komercyjne Święto Zakochanych już za mną. Od tego roku postanowiłam go nie obchodzić. Od wczoraj zastanawiam się nad tym, czy w ogóle odebrała tę paczkę. Przecież da się to jakoś sprawdzić. Odpalam internet i pytam pana Google. Oczywiście,że się da. Sprawdzam to natychmiast. Tak, odebrała 13 lutego o godz.23.00. Co?! Miała dostać ją 14 lutego...Wiem, że dostała. Wiem, że wie, że to ode mnie i nic. Ani jednego słowa...Nie chodzi mi o "dziękuję" czy coś w tym stylu, ale o jakikolwiek sygnał, znak z JEJ strony, cokolwiek...chociażby pytanie: "Nie dręcz mnie, nie wysyłaj mi nic, daj mi święty spokój". A tu cisza...Może trzepnęła kubkami o ścianę?
Nie mogę znaleźć sobie miejsca, mam coraz więcej żalu w sobie. Od rana korci mnie, aby wysłać JEJ wiadomość. Piszę...kasuję i chyba tak 10 razy. W końcu wysyłam wiadomość o treści:"- A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."
Po chwili otrzymuję suchą odpowiedź: "szczera prawda". Wymieniłam jeszcze kilka suchych informacji. Cały dzień nie mogłam przestać o tym myśleć. Zagaiłam JĄ. Odpowiedziała. Już inaczej, łagodniej. Czuć było, że chce rozmawiać. Zaczęłyśmy spokojnie, powoli. W pewnym momencie zaproponowała,żebym przyjechała do NIEJ. Nie mogłam...wciąż walczyłam z żalem. Wiem, jak skończyłaby się wizyta u NIEJ. Tak jak zawsze...dobrym seksem. Pożądanie w naszym przypadku bierze górę nad wszystkim...wtedy na moment ustępuje żal, gniew, złość...rodząca się nienawiść. To silniejsze ode mnie. Nie umiem powstrzymać się na JEJ widok. Tylko nie o seks tu chodzi...