7 lutego
Na wszelki wypadek jadę rano do NIEJ sprawdzić, czy wróciła. Weekend dopiero się zacznie, więc jeszcze byśmy zdążyły. Pakowanie zajęłoby JEJ godzinę. No niestety nie ma JEJ. Tłumaczę sobie, że muszę nauczyć się żyć bez CIEBIE. Nie potrafię, wariuję, tęsknię...dostaję na głowę.
Rozstawałyśmy się wiele razy. To o wiele za dużo. Powinnam pozwolić JEJ odejść wtedy, kiedy pierwszy odeszła, pozwolić JEJ odejść od razu i nie oglądać się za siebie, nie dawać nawet tej jednej, dodatkowej szansy, nadziei. Nie zabierać sobie i JEJ czasu, bo przecież i tak już wiele straciłyśmy. Ale nie udało się, trudno. Muszę nauczyć się z tym żyć. Nauczyć się akceptować swoje błędy, wybaczać je sobie. To nie jest łatwe. Trudne jest to całe odchodzenie. Bo na zablokowaniu numeru tego kogoś sprawa się nie kończy. Odchodzenie to proces emocjonalny, podczas którego ważna dotąd część CIEBIE i MNIE musi umrzeć po to, żebyśmy mogły jakoś żyć
Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie – tego, że zasługuję na JEJ miłość. Na dobrą miłość, na namiętność, motyle w brzuchu, na szczęście po prostu. Jasne, że tego nie chciałam, nie marzyłam o tym, kiedy pojawiła się na mojej drodze. Myślałam, że możemy się zaprzyjaźnić i jakoś przetrwać beznadziejny czas w pracy. Stało się inaczej. Poddałam się uczuciu, uwierzyłam w nie, zakochałam się. Uczyłam się tej miłości każdego dnia, właściwie to ONA mi ją pokazywała. Szybko okazało się, że ta miłość była bardzo zaborcza i bardzo… trudna. Dlatego dziś tak trudno jest mi zrozumieć, że ktoś kto kocha tak mocno jak ONA, kto wielkimi gestami udowadnia mi swoją miłość, może być zdolny do szantażu, straszenia. Jeszcze niedawno zostawiła mi niespodziankę w bagażniku swego auta. Nawet nie ma pojęcia, jak bardzo mnie wzruszyła. Zaniemówiłam z wrażenia wtedy i wspominam ciepło tę chwilę, jak i wiele innych.