10 lutego
Dziś trzeba wrócić do świata żywych, wyjść do ludzi i po raz pierwszy bardzo się boję. Nie potrafię ukryć przed światem tego, co czuję....złości, wściekłości, niemalże nienawiści do NIEJ. Targają mną zmienne emocje, nękają ciągłe wahania nastroju. Raz bardzo za NIĄ tęsknię i zalewam się łzami, a za chwilę odczuwam ogromną odrazę i niechęć. Toczę w sobie walkę z tym, żeby JEJ nie znienawidzić, a jestem o krok od tego. Dziś przelała się czara goryczy...W pracy od rana wciąż pytają mnie o to, dlaczego nie wzięłam godzin w sąsiedniej i zaprzyjaźnionej "firmie". Mam wrażenie, że wszyscy mnie oceniają i obwiniają. Im więcej zadają mi pytań, tym większa niechęć do NIEJ wzrasta we mnie. Tak chciałabym JEJ w twarz wykrzyczeć wszystko.
Na koniec szefowa pyta o te jebane, cholerne godziny, że słyszała, że nie wzięłam....nie wytrzymuję, nerwy mi puszczają, w piersi coś urwało się i szło na kształt fali od serca wyżej i wyżej, tłumiąć głos, ściskając za gardło...nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju z płaczem. Po raz pierwszy nie udało mi się ukryć swojego stanu. Po godzinie otrzymuję smsy od szefowej w stylu, że się martwi, niepokoi, czy jestem zdrowa? Co mam jej powiedzieć? Nie mogę wziąć tych godzin, bo miałam romans z pracownicą tamtejszej"firmy? Że ONA nie chce mnie znać? Że zastraszyła mnie? Że ze strachu zrezygnowałam z pracy tam? Nie daję rady psychicznie, nie jestem w stanie powstrzymać i ukryć łez przed rodziną...To wszystko mnie przerosło. A JEJ nie mam ochoty widzieć na oczy. Jeszcze wczoraj zastanawiałam się jak anonimowo przekazać JEJ prezent na Walentynki, a dziś mam ochotę potłuc te kubki w drobny mak (tak, zakupiłam JEJ dwa kubki. Kiedyś coś wspomniała, że chciałaby mieć większy kubek do herbaty, a ja zawsze starałam się spełniać JEJ małe życzenia, byle tylko sprawić JEJ odrobinę przyjemności). JEJ się wydaje, że tylko ONA cierpi, że ja jestem jakimś pozbawionym wyższych uczuć potworem. To nieprawda! Kim ONA się okazała?!
Wiem, że tu już nie ma najmniejszych szans na powrót. Zawaliły się fundamenty tego związku, nie ma już na czym budować tej miłości. To tylko parę słów więcej, ale nie da sie ich cofnąć. Wszystko rozsypało się jak domek z kart. A jeszcze niedawno byłysmy takie szczęśliwe. Była moją jedyną ostoją i nadzieją na lepsze jutro.I naprawdę nie wyobrażałam sobie życia bez NIEJ.