27 stycznia
To dziś nastąpił prawdziwy KONIEC końców. Było ich wiele, ale ten jest ostatnim. Powrotu raczej już nie będzie, choć jakby to powiedział ONA: "Nigdy nie mów nigdy". To, co mam zamiar napisać, nie jest czymś, co kiedykolwiek powiem na głos, ponieważ oznaczałoby to moją przegraną, choć w sumie właśnie dziś przegrałam wszystko. Marzenia, namiętność, miłość - wszystko, co nadawało sens mojemu życiu. Nie mówię zazwyczaj na głos o tym co mnie boli, co czuję, ONA by tak chciała, żebym wszystkim dookoła opowiadała o swoich problemach. Ja tak nie potrafię. Nienawidzę kiedy ktoś skupia na mnie swą uwagę, dlatego też nie obchodzę urodzin. Nie chcę, żeby ktoś mi współczuł, litował się nade mną albo doradzał. Do świata wewnętrznego dopuszczam tylko nielicznych. Już jako nastolatka wszystko dusiłam w sobie, wstydziłam się mówić o wielu rzeczach, potrzebowałam sporo czasu,zeby się przełamać. O ojcu alkoholiku opowiedziałam swojej przyjaciółce, kiedy byłam dorosłą kobietą. ONA chciała mnie bardzo zmienić. Ja nie chciałam nikomu mówić. Chciałam sama uporządkować swój wewnętrzny świat. Nie pozwoliła mi na to. Dziś po raz pierwszy czuję do niej nienawiść...tak NIENAWIŚĆ. Czy ONA naprawdę myślała, że zatrzyma mnie, wzbudzając we mnie strach i poczucie winy? To właśnie ONA szantażowała mnie, że wszystkim o nas opowie i tak już to zrobiła bez mojej wiedzy. Nie zapytała mnie o zdanie w kilku przypadkach. Dowiedziałam sie po fakcie. Jak można kogoś kochać i jednocześnie grozić mu. Mało tego chwile po cudownym seksie, orgaźmie...Zaczęłam się najzwyczajniej w świecie JEJ bać.
Tego dnia próbowałam się jeszcze dogadać, ale JEJ jedynym narzędziem, ktore miała w ręce był szantaż. Przyjechała pod mój dom, aby ustalić ze mną pewne rzeczy, a w efekcie zabrała wszystko, nic nie ustalając. Miałyśmy zdecydować o wspólnych sprawach, ale JEJ "ja" było silniejsze od NIEJ samej. Ja, ja, ja...ja. I jeszcze zabrała mi moje perfumy. W sumie to JEJ sama dałam, bo chciala je mieć. Fakt, że kupiłam je dla NIEJ (najdroższe w moim życiu i tak się cieszyłam, że je mam. Nie żebym była jakąś skneruską, ale od dawna pragnęłam tego zapachu) i używałam ich tylko wtedy, kiedy szłam do NIEJ. Mam nadzieję, że chociaż ich używa, że nie wylądują w koszu. Bo co innego podarować coś cennego JEJ, a co innego wyrzucić do kosza. Wracając do tematu...Tego dnia już nie miałam ochoty JEJ widzieć, po tym jak przyjechała do mnie i znowu próbowała wzbudzić we mnie STRACH. Nie powiem, że się nie boję, bo boję się i to bardzo.Nie tego, że ktoś dowie się o mnie i o NIEJ, ale tego, że odbije się to na moich dzieciach. Miałam ochotę wrzeszczeć na cały głos, ale nie mogłam. W domu musiałam grać twardą i uśmiechnietą mamę, bo przecież dzieci mają ferie, dlatego wsiadłam w auto i ruszyłam przed siebie. Łzy ograniczały mi widoczność, liczyłam na to, że coś we mnie wjedzie, ale Ten u góry czuwa nade mną. Swoją drogą zawsze to robił. Jak sobie pomyślę, ile razy mogłam skończyć źle, a jednak wciąż jestem, żyję (tak mi sie przynajmniej wydaje).
To chyba najgorszy dzień w moim życiu. W momencie, kiedy jest się w kryzysie, człowiek nie ma możliwości wyobrazić sobie, jak potoczy się jego życie. Trzeba tylko się otworzyć i iść – jak we mgle. Nie widzę, gdzie idę, nie wiem, co będzie dalej, ale ufam temu, że to co stoi na mojej drodze, jest tym, co ma stać i co ja mam wziąć. Dziś nie czuję się ani dobrą matką, ani żoną, ani dobrym człowiekiem. Jednak kryzysy zdarzają się nam po coś, pozwalają wyciągnąć rękę po to, co staje na naszej drodze i teraz muszę się z tym zmierzyć SAMA. Odczuwanie nienawiści do NIEJ jest łatwiejsze niż kochanie. Boli, ale inaczej.