6 stycznia
I wróciłam ...Nie było mnie prawie pół roku tu, bo byłam szczęśliwa. No może nie do końca...ale trochę. Miałam przede wszystkim JĄ. Raz była, raz nie,ale była. Były wzloty i upadki,ale też cudowne chwile, których nigdy nie zapomnę. O tym za jakiś czas. Dziś znów JEJ nie ma. Wyrzuciła mnie na dobre ze swojego życia. Zablokowała, zerwała kontakt. Oczywiście nie jestem niewinna.Wracam do pisania, bo jest o czym. Trzeba zająć głowę czymś pożytecznym. Zamiast pojść na terapię, wybrałam pisanie, co troszkę wiąże się z wykonywanym przeze mnie zawodem. Muszę sobie jakoś poradzić. SAMA. Zupełnie SAMA, bo przed nikim się nie otworzę już. NIGDY. Nawet ONA wykorzystała to, że zechciałam się otworzyć, czego nigdy nie robiłam. Skazana tylko i wyłącznie na siebie, zmierzam donikąd.
Ten dzień miał byc wyjątkowy. Szykowałam się na niego od dawna. 6 stycznia to nie nie tylko kościelne święto, ale to NASZE święto. Dziś minęłyby 2 lata od tego dnia, w którym zdecydowałam się wyznać JEJ, co czuję. Wyznać???Hmmm...za dużo powiedziane. Wróćmy do tego czasu. Cofnijmy się wstecz do roku 2018. To wielki dzień dla mnie, myślę, że i dla NIEJ również. Tego dnia postanowiłam się z NIĄ spotkać i powiedzieć JEJ, co czuję w środku, że tęsknię, kiedy wyjeżdża, że ciągle o NIEJ myślę. Kiedy już tam się znalazłam, zabrakło mi odwagi. ONA czuła, co chcę JEJ powiedzieć i sprowokowała mnie do tej rozmowy, więc z trudem wyrzuciłam to z siebie. Nie było łatwo. Jak z lekkością można mówić o uczuciu do kobiety, osoby tej samej płci. Ja? Hetero? Przynajmniej tak mi się wydawało do momentu, kiedy ONA nie pojawiła się w moim życiu. I tego dnia po raz pierwszy JĄ pocałowałam. Wypadłam fatalnie przy tym pierwszym pocałunku, bo aż zwróciła mi uwagę typu:"Delikatniej, nie jestem kolesiem". I czar prysł...No bo niby skąd mogłam wiedzieć, jak to jest z laską. Nie miałam żadnego doświadczenia, baa, nie miałam nawet wiedzy teoretycznej, a co dopiero zabierać się za część praktyczną. I tak właśnie się zaczęło...Pytanie tylko co? NASZE szczęście czy seria niefortunnych zdarzeń?
Jest już rok 2020. I właśnie dziś powinnam spędzić z NIĄ ten dzień, ale nie robię tego, bo 2 dni wcześniej miałyśmy ostrą wymianę zdań i nie umiem się przełamać, żeby tam pójść. Pójść i udawać,że wszystko jest w porządku, kiedy nie jest? Obiemy to wiedziałyśmy wtedy. Nie poszłam. Zablokowała mnie. To był już początek końca. W głębi duszy wiedziałam,że nie udźwigniemy tego, choć bardzo chciałam. To sypało się już od dawna. Taki miłosny rolercoaster. To jest niesamowite, jak w naszej głowie zalegają słowa, które mówione wielokrotnie przez najbliższe nam osoby sterują naszym życiem.Tak też było w naszym przypadku. Chyba nie potrafiłam pogodzić się z myślą, iż nie jestem dla NIEJ tym ideałem, że inni byli lepsi, że to na innych mogła polegać w każdej chwili. Nie na mnie. Tak przynajmniej mi powtarzała. Ja nawet nie byłam dla NIEJ ładna, taka sobie....Jednym zdaniem, czułam się przy NIEJ beznadziejna. To za każdym razem do mnie wracało, kiedy się kłóciłyśmy. A ONA była moją Ślicznotką, Sarenką, niedoścignionym ideałem, autorytetem w wielu dziedzinach życia. WSZYSTKIM, co miałam.
Dodaj komentarz